Wednesday, April 27

Tarta z jabłkami


Dziś będzie krótko - bardzo prosta tarta i pyszna oczywiście :) Wg. mnie najlepsza jest na ciepło z lodami ... mmmmmm :) Polecam wszystkim łasuchom, zwłaszcza takim, którzy nie muszą zrzucać zbędnych kilogramów na lato ;) Ale zamiast o kilogramach pomyślmy o lecie - truskawkach, czereśniach, malinach i ... pomidorach, które nie będą smakowały jak ziemniaki (o młodych ziemniaczkach też pomyślmy :). O lodach, sorbetach, kompocie z rabarbaru, chłodniku i babcinych pierogach z jagodami ... A wiecie, że do kalendarzowego lata zostały tylko 54 dni! :)


Przepis*:

składniki:
  • 225 g mąki pszennej
  • 2 łyżki mąki ziemniaczanej
  • 125 g zimnego masła, pokrojonego na mniejsze kawałki
  • 1 żółtko
  • 1 łyżka zimnej wody
  • szczypta soli
  • 2 łyżki cukru
  • 2 łyżki kaszy manny 
  • słoik jabłek na szarlotkę

przygotowanie:
Mąkę pszenną, ziemniaczaną, masło wodę, żółtko i sól zagniotłam. Z ciasta uformowałam kulę, owinęłam szczelnie folią, schłodziłam w lodówce przez 45 minut. Przygotowałam formę na tartę o średnicy 22 cm średnicy, wysmarowałam masłem i wysypałam kaszą manną. Schłodzone ciasto rozwałkowałam, wyłożyłam nim formę i odcięłam brzegi. Do odciętych brzegów dodałam cukier i pokruszyłam. Formę z ciastem owinęłam dokładnie folią, schłodziłam ponownie przez 30 minut w lodówce. Na schłodzone ciasto wyłożyłam papier do pieczenia, a następnie na papier wysypałam ryż do obciążania. Tak przygotowane ciasto wstępnie podpiekłam w temperaturze 190ºC przez 10 minut. Następnie papier usunęłam na tartę wyłożyłam jabłka, posypałam kruszonką i piekłam aż do zarumienienia ok. 15 min.

* przepis na spód znalazłam na blogu Moje Wypieki

Smacznego!


 Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarze ze słowami otuchy :) Sytuacja już opanowana, czekamy tylko na krosty - mówię poważnie =)
 

Monday, April 25

Mazurek pomarańczowo-czekoladowy


I po Świętach, a ja nie zdążyłam złożyć Wam najserdeczniejszych życzeń z okazji Wielkanocy! Bardzo przepraszam, ale mam na swoje usprawiedliwienie dużo innych spraw na głowie i brak czasu... Przyjmijcie choć te spóźnione pozdrowienia :)


Mam nadzieję, że Wasze Święta upłynęły w spokoju, bo my o swoich nie możemy tego powiedzieć :/ Ninka się rozchorowała, dwa razy popsuł się nam samochód (dwa holowania razem ok. 150km, burza, grad, wyładowany akumulator = brak świateł i wycieraczek), a na koniec jeszcze kleszcz na kostce A. ... Na pewno pierwszej Wielkanocy Ninki nigdy nie zapomnimy... 


A co się tyczy pierwszego razu to pokażę Wam jeszcze (również spóźnionego ;) mojego pierwszego mazurka :) Przynajmniej on się udał w te Święta - ta pomarańcza z czekoladą mmmm :)


Przepis*:

składniki:

200 g mąki
100 g schłodzonego masła
50 g cukru pudru
2 żółtka
szczypta soli
odrobina zimnej wody
dżem pomarańczowy
100 g gorzkiej czekolady (albo mlecznej jeśli lubicie bardzo słodkie :)
migdały 
kandyzowana skórka pomarańczowa

Przygotowanie:

Z masła, mąki, cukru, żółtek i soli zagniotłam ciasto. Kiedy nie chce się zbić w kulę trzeba dodać odrobinę wody. Owiniętą w folię kulę na pół godziny odłożyłam do lodówki. Rozwałkowałam, ułożyłam w formie,  zawinęłam brzegi i ponakłuwałam w kilku miejscach widelcem. Piekłam w temp. 170 st. C ok. 20 min (aż brzegi były złote). Po wystudzeniu nałożyłam warstwę dżemu (mój był z kawałkami skórki - stąd te nierówności :) i polałam rozpuszczoną czekoladą. Na koniec udekorowałam.

Smacznego!

* Przepis na ciasto pochodzi z bloga Book Me a Cookie.

Pozdrawiam Was serdecznie i życzę dużo zdrowia (zwłaszcza swojemu dziecku i mężowi ;) oraz ... żadnego holowania :)
 

Monday, April 18

TORT NA 1. URODZINY NINKI :)

Wróciłam! :) W sumie już tydzień temu, ale... zapomniałam zabrać od rodziców aparatu fotograficznego :/ Mam teraz dużo zaległości, w szczególność na Waszych blogach, ale postaram się wszystko szybko nadrobić :)


14.04.2010 roku o godzinie 21.37 urodziła się nasza córeczka Ninka :) Od tego dnia minął rok - nawet nie wiem kiedy...


Minął rok, więc Ninka obchodziła swoje PIERWSZE URODZINY :) 16.04 (i 17. też ;) zaprosiliśmy dużo gości, były piękne prezenty (za które jeszcze raz dziękujemy :), dobre jedzonko i oczywiście TORT :) 

Buziak od Ninki :)
Tort (oczywiście) idealny nie wyszedł :/ ale zdobywam doświadczenie i kolejne (mam nadzieję) będą jeszcze ładniejsze :)


Najważniejsze, że Jubilatce smakował :)


Niestety nie zrobiłam więcej zdjęć (za te dziękuję mojej siostrze :). Przepisy na poszczególne etapy i pozostałe torty znajdziecie TU. Ten, oprócz ananasów, zawierał również truskawki - uwielbiam takie połączenie :) A tu jeszcze "mini torcik", który Ninka dostała 14.04 - w dniu swoich urodzin :)


Pozdrawiam serdecznie i BARDZO dziękuję za wszystkie komentarze (cieszę się, że rozbawiła Was moja "toruńska historia", mam takich jeszcze kilka i kiedyś się z Wami podzielę) :) Życzę pięknego dnia - my wybieramy się na rowery :)

Friday, April 1

Tagliatelle z sosem szpinakowo-śmietanowym i wędzonym łososiem oraz historia pewnej sukienki :)


01. kwietnia w wielu krajach na świecie obchodzi się Prima Aprilis :) Mnie już dzisiejsze święto dopadło - wstałam o 5 rano, żeby  szukać faktury, bynajmniej żart to nie był ;) Ale nawet najlepsze żarty nigdy ni wygrają ze złośliwym chichotem losu. Przekonałam się o tym wielokrotnie, ale jeden raz wyjątkowo "boleśnie" ;) Kiedy  jakiś czas temu przeczytałam u Lekkiej o garderobianej przygodzie jej znajomej, obiecałam, że sama też opowiem swoją historyjkę, żebyście mogli się pośmiać i pomyśleć, że czasem inni mają jeszcze większe "wpadki" niż Wy :)

Był to ciepły, majowy weekend kilka lat temu. Z A. zostaliśmy zaproszeni na ślub mojego kolegi z liceum do Torunia. Mieszkaliśmy wtedy w Warszawie, samochodu nie mieliśmy, więc na ślub pojechaliśmy pociągiem - od rana, żeby jeszcze troszkę pozwiedzać Starówkę (zresztą jedna z moich ulubionych :). Ten kto kiedykolwiek jechał o Torunia pociągiem zapewne wie, że Dworzec Główny znajduje się po przeciwnej stronie Wisły niż Stare Miasto. A pech chciał, że prowadzone były jakieś remonty i nie jeździły autobusy - musieliśmy przejść całkiem spory kawałek pieszo. Jak się domyślacie ubrani byliśmy jak na ślub, czyli A. w garnitur, a ja w sukienkę. Ale nie zmieściwszy wszystkich potrzebnych rzeczy do małej torebki wzięłam całkiem dużą i pojemną. I jak się okazało, powinnam wcześniej przetestować ten zestaw, bo sukienka źle zniosła towarzystwo torebki, żeby nie powiedzieć, że nie zniosła :) Mianowicie podczas naszego marszu tak bardzo dwa materiały tarły o siebie, że... sukienka poszła maksimum do góry (czyli do pasa), odsłaniając moją pupę (na szczęście nie miałam jakiejś całkowicie kompromitującej bielizny, ale zawsze mogło być lepiej ;). Powiecie "i co z tego, zdarza się, nikt pewnie nie zauważył" - niestety ktoś jednak uwagę zwrócił... Jak już pisałam był remont i samochody jechały wzdłuż chodnika jeden za drugim. Na domiar złego tego dnia odbywał się zjazd BMW i o niesubordynowanej sukience dowiedziałam się... prosto z SB radia samochodu, który obok nas dosłownie kroczył (po czym uprzejmie poinformowała mnie o tym pasażerka tegoż auta). Jak się domyślacie tekst o mojej wpadce poszedł w eter i został usłyszany przez cały peleton aut załadowanych po brzegi amatorami wcześniej wspomnianej marki... Od tej chwili torebkę wzięłam do ręki, uniosłam wysoko głowę i ... przyspieszyłam kroku, żeby jak najszybciej zniknąć z oczu całemu stadu BMW-maniaków :) Jaki z tego morał? ... Podziękujmy feministkom za spodnie ;)

To jak już Was (mam nadzieję) rozśmieszyłam to zapraszam już całkiem poważnie na pyszny makaron z serii "Jak uwieść mężczyznę" :) Już kiedyś pisałam o kurczaku, dzięki któremu "poderwałam" swojego męża. A dziś danie, które było tak naprawdę PIERWSZE (wtedy jeszcze nie wiedziałam, że A. BARDZO lubi mięso ;), i które oboje szczerze uwielbiamy :)


Przepis:

składniki (na 2 porcje):
  • 200 g makaronu tagliatelle
  • 200 g mrożonego szpinaku
  • 1 łyżka masła 
  • mała cebula
  • 2 ząbki czosnku 
  • 200 ml śmietanki 30%
  • 70 g jogurtu naturalnego lub śmietany 18%
  • sól, pieprz, maggi, gałka muszkatołowa, suszony czosnek 
  • ok. 50 - 100 g wędzonego łososia (ile kto lubi)
  • łyżka dowolnego startego żółtego sera
przygotowanie:

Makaron ugotowałam wg. przepisu na opakowaniu. Szpinak rozmroziłam. Na maśle zeszkliłam pokrojoną w drobna kosteczkę cebulę i przeciśnięty przez praskę czosnek. Dodałam szpinak i smażyłam kilka minut (do wyparowania wody). Dodałam śmietanę wymieszaną z jogurtem, przyprawiłam (radzę uważać z solą, bo łosoś jest zwykle bardzo słony) i pogotowałam jeszcze chwilkę na małym ogniu, aż sos zgęstniał. Makaron podałam ze szpinakowym sosem, drobno pokrojonym łososiem i odrobiną sera.

Smacznego!


Życzę Wam miłego dnia i... przychylności losu :)
Jedziemy całą rodziną na mały urlop, więc do przeczytania za tydzień :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...