Taki rok mi się już chyba nie powtórzy. Dobry, bardzo dobry, świetny rok. Pełen szczęścia i wzruszeń. Pełen miłości. Można powiedzieć, że wszystkie plany (przynajmniej te w ostatecznej wersji :) zostały zrealizowane, wszystkie marzenia się spełniły. I jak tu prosić o kolejną porcję szcześcia na kolejny rok? Nie wiem, ale poproszę :) 2010 r. zapamiętam jako rok dwóch WIELKICH zmian. Urodziłam zdrową, śliczną córeczkę =D Kiedyś nie sądziłam, że urodzenie dziecka można nazwać sukcesem. Ale dziś wiem jak bardzo się myliłam. Dziś każdy jej mały kroczek jest również moim kroczkiem, a każdy "pierwszy raz" moim pierwszym razem. Wiecie ile to jest sukcesów rocznie?!:) Dzień przed urodzeniem Ninki wieczorem dostałam jeden z najmilszych telefonów od ostatnich sześciu lat (tyle trwały moje studia, a telefon od mojego taty, że praktycznie na 100% się dostałam, był właśnie niespełna 6 lat wcześniej :). Dzwonił mój przyjaciel z informacją, że zdałam ostatni egzamin i skończyłam studia :) Marzyłam o tej chwili tyle lat i byłam ogromnie usatysfakcjonowana, przeszczęśliwa :)
Ale było też wiele innych cudownych chwil. Moi dziadkowie obchodzili 50. rocznicę ślubu, a dwie bardzo bliskie mi pary zaczęły swoją wspólną drogę do tej pięknej rocznicy. Mój mąż awansował w pracy, a mama i siostra obroniły prace dyplomowe. Ja natomiast zaczęłam pisać bloga - dzięki temu poznałam wiele fantastycznych osób :)
I tak dziś kończy się rok 2010, a ja jestem mamą i lekarzem weterynarii. I jestem szczęśliwa. I każdemu z Was życzę, żeby ten nowy 2011 r. był dla Was conajmniej tak łaskawy jak dla mnie ten mijający. A dla siebie i swoich najbliższych proszę tylko (albo aż), zeby nas to szczęście nie opuściło =)
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO 2011 ROKU!!!